Jak mawiają od przybytku głowa nie boli. W zeszłym tygodniu na Pradze otworzyło się Muzeum Polskiej Wódki. To kolejny krok (po zeszłorocznym otwarciu Muzeum Wódki na Placu Teatralnym) budowania zainteresowania kulinarnych podróżników naszym narodowym trunkiem .
Cieszę się z tego! Możecie zapytać – „Dlaczego”? Z marketingowego punktu widzenia liczy się bycie numerem 1 albo 2 w świadomości klienta. Nikogo nie interesuje przyjazd do kraju, który chwali się tym, że pizza prawie jak we Włoszech, a kebab tak dobry jak w Istambule. To wódka (czy to się komuś podoba czy nie) może być tym, czym mamy szansę wygrać w walce o palmę pierwszeństwa w umysły turystów kulinarnych z zagranicy. Bądźmy szczerzy – potęgą winiarską długo nie będziemy. Nawet gdyby tak by było to w kolejce „na pudło” czeka długa kolejka krajów. Tym bardziej nie mamy szans z whisky, rumem czy innymi napojami. A tu na dobrą sprawę walczymy tylko z Rosją o to kto pierwszy a do tego jest to walka, którą jest szansa wygrać.
Mamy tradycję, mamy dobry produkt, mamy historię do opowiedzenia… Trzeba tylko pracować nad PR-em samej wódki. Musimy ją trochę uwspółcześnić, pokazać, że istnieje coś takiego, jak kultura picia i jedzenia inna niż przysłowiowa „seta i galareta”. Pokazać, że wódka ma smak, a wytwarzanie jej to rzemiosło, jak każde inne.
Patrząc na ostatni „renesans” ginu zagranicą pewnie i przed wódką stoją takie możliwości. To nie tylko same produkty, ale również sposób ich wytwarzania, a na końcu podania.
Muzeum Polskiej Wódki otworzyło się w rewitalizowanej przestrzeni fabryki Konser na warszawskiej Pradze, a konkretnie historycznym budynku rektyfikacji spiritusu. Cały kompleks to nie tylko przestrzeń wystawowa ale również restauracja Zoni, której szefuje Aleksander Baron oraz mniej zobowiązujący bistrobar WUWU pod dowództwem szefowej Adrianny Marczewskiej.
Zwiedzanie z przewodnikiem odbywa się w grupach startujących co 20 minut i liczących do 25 osob. W moim przypadku liczyła tylko 3, ale kto zwiedza taaakie muzeum o 11.00 w środę. Sama wystawa to interaktywna wyprawa po historii wódki na ziemiach polskich. Proces destylacji alkoholu z wina został opisany przez arabskich uczonych już w VII wieku tym samym uzyskując produkt nazwany „Al Koh’l” czyli „substancja oczyszczona” i kilka wieków później przywędrował na nasze ziemie.
Można się dowiedzieć, że właśnie w sandomierskich dokumentach z 1405 po raz pierwszy pojawia się nazwa wódka.
Cóż wspaniały mit założycielski! Jest czas na informacje się o „innowacjach” w samym procesie produkcyjnym. To co jest niezmiernie ciekawe w jednej z sal dowiadujemy się jak właściwie wygłąda sam proces, co ciekawe pierwszy etap produkcji po dziś dzień odbywa się w rodzinnch gorzelniach, które w ciągle jeszcze działają i wytwarzają spirytus, który później po kolejny etapach ostaje się wódką .
Mamy oczywiście kolekcję historycznych opakowań – chociaż dla mnie ta część to chyba największe rozczarowanie całą wystawą. Uwielbiam takie klimaty, gdzie możemy zobaczyć „jak to kiedyś było”. A to nawet chyba największy rarytas tego całego pokazu – bohaterka filmiku „Ostatnia butelka” (dla chętnych link LINK YOUTUBE) butelka Wiśniówki Baczewskiego przechodzi trochę bez echa. Tak, jakby trochę zabrakło pomysłu (bądź eksponatów) na tą część wystawy. I tu pojawia się zdecydowana przewaga wspominanego już Muzeum Wódki, gdyż autorom tamtego konceptu udało się zgromadzić ponad 10 tys przedmiotów związanych z wódką, których niewielką część możemy zobaczyć. Szczególnie ciekawe eksponaty pokazują z historię wódki z XIX i początków XX wieku – rodzinnych firm Baczewskiego, Potockich z Łańcuta czy innych.
W ostatniej sali, dużo interaktywnych obiektów związanych z otoczką picia wódki – jak tablice z regionalnymi zakąskami czy towarzyszącymi picu wódki zwyczajami. Z racji tego, że muzeum ma mieć pełnić również rolę edukacyjną i promocję odpowiedzialnej konsumpcji w tej części polecam wszystkim wypróbowanie alkogogli. Okularów, które symulują zaburzenia wzroku jakie mamy pod wpływem alkoholu – do wyboru kilka opcji. Może kiedyś warto pomyśleć, by w ramach urozmaicenia zabawy w tej części robić zawody by na czas trafić kluczem do dziurki do klucza :-). Bardzo życiowe ćwiczenie, ale również pozwalające pokazać, co się dzieje, gdy myślimy, że nadal możemy… chociażby prowadzić auto.
Szczególnie, że za chwilę będzie czekał nas finał zwiedzania czyli degustacja. Co ciekawe testowane wódki podawane są w temperaturze pokojowej! Tak wódkę, oczywiście dobrą można pić w temperaturze pokojowej.
Najlepszy sposób degustacji – porównawcza. Zaczynamy od żytniej, poprzez ziemniaczaną po to by skończyć na pszenicznej. O dziwo, każda z nich smakuje inaczej. Żytnia – to klasyczny „smak wódki” – który się lubi, albo nie… natomiast pszeniczna była zaskakująco łagodna. Degustację można odbyć również w wersji de Luxe (bilet do nabycia w kasie).
No i to tyle jeśli chodzi o samo muzeum. Ma być miejscem, w którym odbywają się również rozmaite szkolenia i warsztaty. Wykupiłem sobie jeszcze warsztaty food pairingowe, jak się później okazało były dostępne przez pomyłkę systemową. Z założenia mają być dla większych grup. Chwała jednak organizatorom za to, że pomimo tego, że byłem przez pomyłkę, czekały nam nie 3 przystawki + historia food pairingu oraz zaproszenie na kolejne warsztaty jak już pojawi się docelowy program. Miło, że w Muzeum mają takie podejście do każdego z klientów. Brawo! Można a było odwołać, przeprosić, oddać pieniądze.
W przerwie pomiędzy zwiedzaniem a warsztatami miałem chwilę by przejść się po restauracjach. Wybór padł ostatecznie na Zoni. Zapierające dech w piersiach wnętrze postindustrialne wnętrze, to królestwo Aleksandra Barona, który znamy jest z tego, że kisi wszystko :-). Jak mnie zapewniał kelner tu nawet sfermentował nawet miód. W grudniu pożegnał się z Solcem 44, po to by pół roku później pojawić się na Pradze. Tym razem zaintrygowała mnie Koza – mała przystawka z jabłek i koziego sera oraz deser z MÓŻDZKU cielęcego, palonego masła i wanilli.
Zaskoczeniem nie tylko dla języka był już amuse bouche – z reguły kojarzy się z czymś malutkim a tu wjechała ogromna decha z pieczywem, teriną z barana i jabłkową redukcją chyba ze śliwowicą. Whow… terina – bajka, jak można zrobić by nie było czuć barana? Nie wiem! Pycha – takie niespodzianki to ja lubię.
Po chwili pojawiła się przystawka. Pięknie wygadała, ale smak i konsystencja trochę mnie rozczarowała. Miałem nadzieje na więcej sera, a to raczej było bardziej jabłkowe. Za to deser! Pobił wszelkie rekordy. To był mój móżdżkowy debiut. Są takie składniki czy dania, co do których mam problem – jak chociażby czernina, czy wspominany móżdżek. A tu jeszcze w deserze! Musiałem tego spróbować i nie żałuję. Pycha. Gładka konsystencja kremu, o łagodnym posmaku wanilii. Do tego espresso – nic więcej nie potrzeba.
Niestety nie miałem więcej czasu by się podelektować, ale WRÓCĘ i to na pewno! Tak samo, jak do bistro WUWU, gdzie tylko przejrzałem kartę. Prostsze dania, choć nie jest to typowa wódka & zakąska. Jeśli są dobrze zrobione mają szansę być hitami. Kto nie lubi dobrego śledzia, tatara czy kaszanki? A tu jeszcze mają ziemniaki z gzikiem 🙂
Podsumowując. MUZEUM POLSKIEJ WÓDKI to nowe i ważne miejsce na mapie kulinarnych wypraw po Polsce i Warszawie. Dla Polaków i nie tylko. Dowiedziałem się całkiem sporo o polskiej wódce i o tym jak powstaje.
Gdybym miał porównać to miejsce do Muzeum Wódki z Centrum – jest zupełnie inne. Trochę jak SERCE i ROZUM z reklamy telefonii kilka lat temu. Muzeum Polskiej Wódki – jak Rozum rzeczowo, ale za to w przystępnej formie pozwala się dowiedzieć sporo do wódce. Od tym że nie każda wódka może nosić miano polskiej (tylko taka zrobiona z jednego z 5 zbóż, lub ziemniaków i gdzie cały proces produkcji poza rozlewaniem jest w Polsce), o tym jak wygląda proces jej produkcji. Całkiem zgrabnie wpleciona w całość wystawy historia WYBOROWEJ ze świetnym filmem na otwarcie zwiedzania.
Mam niestety poczucie, że wśród interaktywnych tablic i historycznych wnętrz zagubiła się trochę sama zawikłana historia polskich dziejów, opowieść o XIX i początkach XX wieku i pozycji jaką wówczas mieliśmy na świecie i to, że kiedyś nie tylko liczył się trunek, ale również cała kultura w ogół tego. To wszystko można zobaczyć w bardziej kameralnym MUZEUM WODKI na placu Teatralnym. Mamy historyczne opakowania Baczewskiego, butelki wódki Gdańskiej, kieliszki i mnóstwo pamiątek, o których pewnie godzinami można by opowiadać. Te dwa miejsca RAZEM razem tworzą pełną historię! Dlatego dla każdego fana turystyki kulinarnej obowiązkowe powinno być zobaczenie obu.
Do restauracji na pewno jeszcze wrócę i zdam szczegółowa relację. To co zobaczyłem do tej pory wygląda bardzo obiecująco to odczarowywanie polskiej kuchni. Pokazywanie, że nie jest obciachem, a z dobrą polską wódką może być tym z czego można być dumnym i pokazywać ją każdemu, kto odwiedza Polskę.
KONTAKT:
Muzeum Polskiej Wódki
Centrum Praskie Koneser
pl. Konesera 1
03-736 Warszawa
Bilet: 40 zł / Food pairing warsztat – 69zł (dostępny – on-line)