To nie był mój pierwszy raz w puszczy, to nie był mój pierwszy raz na Wschodzie Polski. Lubię tu wracać, by poczuć klimaty tych miejsc, gdzie czas płynie wolniej, gdzie ludzie mówią bardziej śpiewnie, gdzie w centrum wsi stoi cerkiew a daniom w karcie bliżej do Wilna czy Lwowa niż Poznania.
Ostatnio byłem ze 4 lata temu, ale w zeszłoroczna akcja wycinkowa zmobilizowała mnie by przekonać się na własne oczy, co się święci. Czasami człowiek musi zostawić najbardziej kochaną żonę i dzieci i wybrać się sam… Sam by móc pomyśleć, sam by móc robić rzeczy, które z dziećmi nie są możliwe 😉 Nęciły mnie krajobrazy, zachęcały smaki regionu, ale celem tej wyprawy były żubry!
Wymyśliłem sobie – fotosafari, po to by móc je zobaczyć o świcie w ich naturalnym otoczeniu. Na szczęście są firmy, które realizują takie wizje. W tym przypadku była to „Sóweczka” – agencja turystyki przyrodniczej z Białowieży.
Co z tą puszczą?
Gdyby ktoś nie wiedział (i nie zdążył sprawdzić w Wikipedii), to przypominam, że Puszcza Białowieska jest obszarem leżącym na pograniczu Polski i Białorusi. Nie należy jej utożsamiać z Białowieskim Parkiem Narodowym, ponieważ zajmuje on mniej niż 10% jej powierzchni.
Puszcza jest, a przynajmniej powinna być, naszym narodowym powodem do dumy. Dlaczego? Ponieważ jest ostatnim naturalnym lasem Niżu Europejskiego. Oznacza to, że człowiek nie przyłożył ręki do jego powstania. Cała puszcza została też wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO – to jedyny taki obiekt przyrodniczy w naszym kraju.
Punkt startowy – Białowieża.
Po drodze zrobiłem sobie krótki postój w Hajnówce, gdzie zjadłem pyszne pielmieni w restauracji Babuszka i poszukałem lokalnego specjału czyli marcinka z Hajnówki. Marcinek to ciasto złożone ze sporej ilości cienkich placków przełożona śmietanowym kremem… pycha.
Po zakwaterowaniu w hotelu od razu wypożyczyłem rower, bo to najlepsza opcja przemieszczania się po okolicy. Punktów wynajmu dwóch kółek jest mnóstwo, nikt nie będzie mieć problemu z ich znalezieniem. Podczas tej zapoznawczej wycieczki wpadłem jeszcze na kolejnego pysznego marcinka z tym razem z kawą.
Kolację zjadłem w restauracji Carskiej, którą możecie kojarzyć z innego wpisu. Warto przeczytać, bo to miejsce z niesamowitym klimatem i dobrym jedzeniem. Bez żadnych wątpliwości polecam je każdemu, kto odwiedzi tamte strony.
Wyprawa nad ranem
Kolejny dzień zaczął się bardzo wcześnie, ponieważ już o 3 nad ranem spotkałem się z przewodnikiem z agencji Sówka, który miał mnie zabrać na wyprawę na żubry. Od razu przypomniały się wyjścia na grzyby w dzieciństwie i obozy harcerskie, bo stał przed wejściem do hotelu z latarką. Zabrakło tylko fundamentalnego pytania o hasło i odzew 🙂
Te żubry to jakby nie było dzikie zwierzęta. Nie ma więc miejsca, gdzie są na 100%. Trzeba zdać się na przewodnika, jego doświadczenie, kontakty i … szczęście. Trasa „na żubry” wiodła przez okoliczne wsie – tak malownicze, że naprawdę miałoby się ochotę zatrzymać w nich na dłużej. Było jednak czasu. Żubry najlepiej jest obserwować wcześnie rano, ale wiem już, że na pewno kiedyś wrócę w te okolice.
Poranne mgły są bajkowe, ale zastanawiałem się, czy w ogóle będzie przez nią widać symbol polskiej fauny. W końcu zatrzymaliśmy się przy wieży obserwacyjnej i czekamy. Słychać pierwsze pomruki (serio – ciarki przeszły mi po plecach!), nagle mgła opada, a zza niej wyłania się całe stado żubrów. Ten widok wynagrodził pobudkę o nieprzyzwoitej porze. Całe zmęczenie gdzieś sobie poszło. Niestety nie są to spotkania „oko w oko”, więc obiektyw trzeba mieć odpowiedni. Jak wysłałem moje siostrze zdjęcie – padło pytanie. A gdzie te żubry? Mam nadzieje, że wy je znajdziecie. Było to stado około 50 szt.
Po sesji zdjęciowej przyszedł czas na powrót do Białowieży. To przecież dopiero początek dnia. Zdecydowałem się na 2 w 1 czyli również zwiedzanie ścisłego rezerwatu czyli serca Puszczy Białowieskiej. Przechodzimy przez słynną bramę, za którą zaczyna się inny świat. Spokojny, niespieszny, dziewiczy, wręcz dziki. Jest pięknie. Zaskakujące jest to, że mimo wszystko jest to inna puszcza niż taka jaką widzimy w reklamach. Mimo wszystko w tej części w której jesteśmy jest jaśniej ale drzewa są ogromne. Chyba największym zaskoczeniem są dęby – nie takie jakie znamy – majestatycznie rozłożyste. Te z rezerwatu są wysokie i strzeliste, a korona znajduje się tylko na górze! To wszystko wynika z walki o światło. Na szczęście w ścisłym rezerwacie wycinek brak.
Niestety nie można powiedzieć tego o reszcie puszczy.
Przy drodze dojazdowej leżą powalone drzewa, o wyciętych połaciach głośno się mówiło w mediach. A co z kornikiem? Jest! I atakuje przede wszystkim świerki. Bez wątpienia jest to problem, ale na tym etapie nie podejmę się wydania werdyktu, kto ma rację w sporze o metody walki z kornikiem. Ekolodzy, lokalna społeczność, a może urzędnicy? Czy puszcza poradzi sobie sama? Czy te świerki i tak muszą zginąć bo zmienia się klimat? Ciężko zawyrokować.
Wiem jedno: nie wolno dopuścić, aby Puszcza Białowieska straciła miano ostatniego bastionu przyrody w naszej części Europy.
Co jeść?
Wprawdzie na wyprawę wziąłem termos i kanapki. POLECAM absolutnie! Ale po taaakim spacerze nie było innej wyjścia niż pójść coś zjeść. Wybrałem się do restauracji Stoczek 1929, która serwuje śniadanie złożone z lokalnych produktów, podawane w formie szwedzkiego stołu. Było pysznie! Do tego stopnia, że po południu wróciłem tam jeszcze na rewelacyjną soljankę przed wyjazdem.
Na pewno interesuje Was, gdzie właściwie się zatrzymałem. Skorzystałem z opcji noclegu w pokojach gościnnych Parku Narodowego, a dokładnie w budynku dyrekcji Parku i Muzeum. Polecam każdemu, kto nie ma wielkich wymagań względem standardu, za to szuka idealnej bazy wypadowej do zwiedzania całego Białowieskiego Parku Narodowego.
W Białowieży, Hajnówce i okolicach jest też mnóstwo kwater prywatnych. Dla dysponujących nieco grubszym portfelem ciekawym wyborem może być nocleg w Hotelu Żubrówka lub w apartamentach restauracji Carska.
Czy warto odwiedzić Białowieżę? Absolutnie. Można dobrze zjeść, a zobaczenie stada żubrów o poranku jest bezcenne. Serdecznie dziękuję „Sóweczce” i panu Michałowi Jelińskiemu, który był moim przewodnikiem za niezapomniane wspomnienia.
Namiar na agencję „Sóweczka” www.bialowieza.info.pl