Coś dla duszy, coś dla ciała / GIETRZWAŁD

przez TastePoland - Voytek

Muszę przyznać – po wyprawach 2015 roku pokochaliśmy Warmię. Nie tylko dlatego, że jest relatywnie blisko Warszawy i podróż z Polą nie stanowi wielkiego wyzwania. Co nas tam za każdym razem urzeka, to malownicze drogi, wijące się wśród szpalerów drzew, cudowne widoki, niełatwa historia Polaków i Warmiaków oraz ludzie pełni pasji, którzy znaleźli tam swoje miejsce na ziemi. To już wystarcza, by tam wracać… a jak jeszcze do tego dołożyć naturalne produkty, dobre smaki… wybór staje się niemal oczywisty 😉

Od początku tego roku postanowiliśmy kontynuować odkrywanie Warmii. W drodze powrotnej z Sylwestra zatrzymaliśmy się w Gietrzwałdzie – warmińskiej wsi założonej już w XIVw, której prawdziwą sławę przyniosły objawienia maryjne w 1877 roku. Nie bylibyśmy Taste Poland, gdyby nie miało to również kulinarnego podtekstu. Oczywiście, że był – w postaci Karczmy Warmińskiej należącej do sieci Kulinarnego Dziedzictwa Warmii i Mazur, o której słyszeliśmy sporo dobrego.

To tu Maryja ukazała się dwóm małym dziewczynkom, by dodać mieszkańcom otuchy w tak trudnym dla Polski czasie zaborów i represji.

Co ciekawe, jak mówi historia objawień – przemawiała do nich po polsku. Rozsławiło to sam Gietrzwałd, nie tylko na cały ówczesny zabór pruski, ale i poza jego granice. Niestety po odzyskaniu niepodległości w wyniku przegranego plebiscytu znów pozostał w granicach Prus Wschodnich, a mieszkańcy tych terenów mówiący po polsku byli poddawani licznym represjom. Ciekawie na ten temat pisze Wańkowicz w  „Na tropach Smętka”– swoim reportażu ze spływu kajakiem po Warmii i Mazurach pod koniec lat dwudziestych. Dość ciężko się czyta ze względu na specyficzny język i narrację, stąd też do końca nie dotarłem pomimo tego , że słuchałem audiobooka. Dla zainteresowanych tematem polecam jednak przejrzeć tą recenzję.LINK 

To tu tworzył Andrzej Samulowski, warmiński poeta, założyciel pierwszej polskiej księgarni na Warmii i  współtwórca polskojęzycznej „Gazety Olsztyńskiej”. Do dziś przed kościołem znajduje się budynek jego księgarni i tablica pamiątkowa.

Już kilka dni wcześniej prawdziwie mroźna i malownicza zima opanowała nasz kraj. Było wspaniałe słońce, przez co widoki były zniewalające, lecz przeszywające zimno nie zachęcało do długich spacerów. Skupiliśmy się na odwiedzeniu kościoła, który ciągle jeszcze w bożonarodzeniowym przybraniu miał wyjątkowy klimat Świąt z  dzieciństwa. Wielkie choinki przybrane światełkami i bombkami, lekki półmrok, przygaszone światła i prosta normalna szopka. Za to z aniołkiem-skarbonką, która po wrzuceniu monety wygrywała donośnie najróżniejsze kolędy, co spotkało się z wielkim zadowoleniem naszej Poli. Głównym celem stało się zdobycie kolejnego pieniążka. Nie muszę pewnie Wam wspominać, że opuściliśmy kościół – bez żadnej monety, gdyż Pola koniecznie chciała sprawdzić ile „piosenek śpiewa aniołek”. Śmiało polecam, gdyż nie ma to nic wspólnego z małym wiejskim kościółkiem… w końcu jest to, jak się dowiedziałem, jedno z ważniejszych miejsc kultu w Polsce.

Pogoda nie rozpieszczała, więc wizja krótkiego spaceru do Karczmy była jak najbardziej motywująca. Nie pamiętam już gdzie, lecz czytałem zachwyty nad Karczmą Warmińską – jako tą, która pielęgnuje tradycje prawdziwej warmińskiej kuchni. Była to już taka pora, że z chęcią zasiedliśmy w przytulnej izbie. We wnętrzu panował świąteczny klimat, przygrywał akordeonista, były choinki i duża ilością różnych pamiątek. Już byliśmy gotowi na zagłębienie się w kartę, gdy Pola  dostała niespodziankę. Duże piernikowe serce na choinkę i pudełko lukrowych mazaków do ozdabiania. Nie muszę Wam tłumaczyć jaka była radość obdarowanej i jej mamy – chwilę później dziewczyny bawiły się w dekorowanie, zamiast wybierać bo byśmy mogli zjeść :-).

To są te drobne smaczki, które pokazują, że ktoś chce stworzyć miejsce z duszą. Tak… takich rzeczy chcemy więcej, kochamy być zaskakiwani – smakiem, podaniem, wyglądem miejsca, ale również takimi drobiazgami.

W skali prowadzenia takiego lokalu to jest pewnie nic, chociaż trzeba o tym tylko pomyśleć, natomiast dla takiego dziecka – tu już góra pozytywnych wspomnień i emocji.

Teraz czas na najważniejsze… czyli menu.

Zacznijmy od samej karty. Bardzo estetycznie przygotowana, do tego w trzech językach. Zachęca nie tylko do wyboru dań, ale również do poczytania odrobiny historii Gietrzwałdu i Warmii. Nie miałem czasu, na głębsze analizy – sądziłem, że to samo będzie w na ich stronie… i tu zaskoczenie. Niestety nie ma 🙁 nawet menu się nie wyświetla – stąd też tylko poglądowo dla Was jedna ze stron…, którą udało się „strzelić”.

Rok 2016 na Taste Poland będzie rokiem śledzia 🙂 W ramach przygotowań do świąt jakoś nam się wydało, że to w sumie takie polskie, a zepchnięte gdzieś na margines przez norweskie łososie i  tureckie kebaby. W tym roku planujemy próbować śledzie w każdej formie i gdzie się tylko da…

Pierwsze mieliśmy więc pewne – śledź.

Tu propozycja była ze śmietaną i kminkiem.  Pola też była dość szybko zdecydowana – placki ziemniaczane. Ja miałem ochotę na coś regionalnego – padło więc na kapuścianą zalewajkę, ale jak się okazało, że właśnie jest niedostępna kolejna w kolejce była kiszka ziemniaczana i tu niespodzianka podawana z żurawiną. Kasia jeszcze dorzuciła żurek i nasz zestaw testowy był gotowy.

Musieliśmy oprzeć się pierogom (między innymi z kaczki) 🙁 i michom, które wkroczyły na stół naszych sąsiadów. Wypakowane po brzegi najróżniejszymi mięsiwami. W karcie niby było napisane, że porcja dla dwóch osób… od razu warto zaznaczyć minimum – dla fizycznie pracujących drwali.

By umilić nam czas… najpierw pojawił się smalec z chlebem, później dość szybko zaczęły pojawiać się kolejne dania.

Śledź dość oryginalnie podany na drewnianym talerzyku w formie ryby. Nie był zły… ale na miano śledzia roku też nie zasłużył. Mieliśmy poczucie jak ledwie co został wyłowiony z oleju, po to by zostać pokryty warstwą śmietany i posypany kminkiem. Mógłby dłuższą chwilę w tej śmietanie i kminku poleżeć i na pewno wyszłoby mu to na dobre.

Placki ziemniaczane – niby proste danie… ale nie zawsze udane. Te były idealne – chrupiące i złociste. „Jak domowe, najlepsze placki z naszych wyjazdów…” cytat z Kasi niech posłuży za najlepszą recenzję.

Dla mnie w kiszce jedynym zgrzytem była wspomniana już konfitura – ziemniaki i  boczek, jak dla mnie nie idą z żurawiną 😉 Takie rzeczy to tylko do mięsa. Sama kiszka, przywołała miłe wspomnienia z Wilna, gdzie miałem okazję spróbować tego cuda po raz pierwszy. W porównaniu z tymi wileńskimi była o niebo lepiej przyprawiona.

Obsługa była bardzo sprawna i pomimo tego, że z karcie zaznaczone jest to, że można czekać na zamówienie do 40 minut, nam się udało dostać nasze dania dość szybko. Było smacznie i relatywnie niedrogo – więc może być to idealna miejscówka dla poszukujących lokalnych smaków, jak i dla studzonych pielgrzymów. Ogromny plus za niespodziankę dla Poli – był to dodatkowy motywator, by wszystko zjadła, gdyż na koniec miała obiecanego „swojego”piernika.

karczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste poland kiszkakarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste polandkarczma gietrzwałd taste poland
Adres:

Karczma Warmińska ul. Kościelna 1, Gietrzwałd www.karczma.pl

Ciekawe linki:

Wspomnienie o A.Samulowskim www.przelom.pl

Informacje o objawieniach w Gietrzwałdzie www.sanktuariummaryjne.pl

 

Sprawdź również:

1 komentarz

Maria 22/08/18 - 22:33

Z prawdziwa przyjemnością przeczytałam informacje o maleńkiej miejscowości biednego regionu Polski, po których aź oko zabłysło i serce mocniej zabiło. Ja czytałam na „Tropach Smętka” a bajki o Kłobuku opowiadałam dzieciom. Fantastycznie wiedzieć, że takich miejsc nie trzeba szukać daleko, bo mamy własne smaki i tradycje. Obdarowanie dziecka pierniczkiem było urocze:

Odpowiedz

Pozostaw komentarz