Kulinarne przestrogi na trasie Warszawa-Olsztyn

przez TastePoland - Voytek

Jedna z najbardziej uczęszczanych tras z Warszawy – dawna trasa nad morze czyli S7. Ostatnimi czasy kilka razy nią podążaliśmy na Warmię i niestety za każdym razem z nienajlepszym skutkiem próbowaliśmy się przy niej posilić.

Pierwsza i najwieksza wtopa – to „Karczma pod Gołębiem” w Nidzicy. Reklamy wzdłuż trasy zapraszają na festiwal ryb. Z zewnatrz wyglada bardzo zachęcająco, w środku też ujdzie 🙂

Natomiast ceny w karcie ścinają z nóg. Za zajazdowy „basic” płaci się jak w warszawskim Wilanowie… Coż jak się zatrzymaliśmy, to coś już trzeba było zjeść. Z racji lejącego się żaru – opcja chłodnik wydała się najlepsza. Do tego naszła nas ochota na ryby… Wiele ze świeżych nie było – więc wybraliśmy pstrągi. Pola poszła po standardzie z pomidorówka i pulpecik.
Jak się okazało, chłodnik był totalnie bez smaku. Ryba okazała się być ok, ale cóż można zepsuć w pstrągu jesli jest świeży. Zupa i pulpety Poli jakoś nie podeszły – więc musieliśmy się sami nimi zadowolić. Też nie wzdycham do nich po nocach.
To co nas scięło – to rachunek – 200 zł. Na pocieszenie lizak.  Za co…? Stać mnie, żeby zapłacić, bo to koszt obiadu w dobrej restauracji w Warszawie… ale to nawet nie było dobre…
Knajpa powinna nazywać się „Pod Jeleniem” a nie Gołębiem.

REKOMENDACJA: OMIJAĆ SZEROKIM ŁUKIEM. Post factum sprawdziłem TripAdvisora – 2* – wszyscy narzekaja na ceny i jakość.

Kolejna na liście – tym razem już zdecydowanie lepsza opcja to „Karczma Biesiadna” w Dalni.  Niestety świeżych ryb nie mieli, więc dziewczyny zdecydowały się na zupy. Kasia wzięła żurek, Pola wybrała standardowo rosołek. Jedna i druga – bardzo ładnie podane. Wręcz nie jak w karczmie… Smakowo też było dobrze.
Ja jak zwykle nie mogłem się zdecydować i ostatecznie zamiast placków ziemniaczanych wybrałem pierogi i to był mój błąd. Porcja była dość znaczna… niestety pierogi były dość słabe. Rozgotowane, grube ciasto… nie jest to co lubię. Mogę więc tylko podejrzewać, że albo kucharz słaby albo pierogi mrożone… Zdecydowanie nie polecam!
Ceny –  jak najbardziej normalne… a na dodatek 2 niespodzianki – duży waran mieszkający w akwarium zdecydowanie zainteresował Polę, a deski na ścianach rodziców. My akurat mieliśmy deskę Jerzego Urbana, który chwalił Biesiadną.
REKOMENDACJA: Przynajmniej warto spróbować, lepiej jednak dopytać, co jest mrożone a co nie…

Sprawdź również:

Pozostaw komentarz