uroczysko zaborek taste poland

Zaborek – wpracamy po latach

przez TastePoland - Voytek

Czy 3 lata to dużo, czy mało? Można śmiało powiedzieć, że wystarczająco by przeprowadzić niemałą rewolucję. Przekonaliśmy się o tym odwiedzając ponownie Uroczysko Zaborek w Janowie Podlaskim. Trzy lata temu zabrakło tam „dobrego ducha” który zadbał by o szczegóły. Niedawno zarządzanie przejęła córka założycieli pani Katarzyna, która przez ostatnie lata zmieniła Zaborek w miejsce przyjazne rodzinom!

Pozostało to, co było ogromnym atutem tego miejsca. – 70 hektarowy teren z porozrzucanymi zabytkowymi budynkami. Tu chata kryta strzechą, tam wiatrak, stara plebania, czy bielony dworek pamiętający jeszcze czasy powstania styczniowego. Przestrzeń, spokój i tylko śpiew ptaków budzących cię o poranku.

Prawdziwa rewolucja dokonała się we wnętrzach. Wszystkie pokoje zostały wyremontowane. Zatrzymaliśmy się w pokoju „Kwiatowym” w Bielonym Dworku. Właścicielom się stworzyć klimat przytulnego pensjonatu, gdzie każdy z pokoi ma swój indywidualny charakter. Nasz miał idealną wielkość dla rodziny z dwójką dzieciaków. Jadąc mieliśmy obawę, co do pogody. Podczas ostatniego pobytu solidnie padało i dało się nam to we znaki – nie było co robić. Teraz na gości w takiej sytuacji, czeka spory wybór rozmaitych gier! Brawo. Zamiast „pykania” na tablecie jest szansa na rodzinną rozgrywkę w Monopoly lub Buckaroo czyli szalonego osiołka!

Poza tym w każdym pokoju czeka lista propozycji co można zrobić na miejscu i okolicy. A na miejscu sporo się dzieje!
Jest trasa podchodów po Zaborku! Kto z rodziców jeszcze pamięta co to podchody? Jest quest czyli zabawa znów w spacer z rozwiązywaniem zagadek. Jest ogromny plac zabaw z tyrolką, trampoliną, huśtawkami i domkiem do zabaw. Do tego nowość (niestety akurat w ten weekend nie działający) ogromny przeszklony budynek – świetlico/sala zabaw – z piłkarzykami i stołem do ping ponga.

Polecamy – podchody i quest. Pola (5lat), która wcześniej ledwo się chciała dowlec na plac zabaw, mogłaby przechodzić te trasy w nieskończoność. A nie są krótkie! 11 skrytkowa trasa podchodów to przejście przez praktycznie większość miejsc Zaborka w poszukiwaniu skrytek i wskazówek jak dotrzeć do kolejnego miejsca oraz wykonywaniu zadań. Jak skończyliśmy ponad godzinną wędrówkę, po chwili mama została zaproszona na nowy marsz ☺. Na szczęście był quest – trochę działający na podobnej zasadzie, czyli kolejna blisko godzinny spacer. Nam dało szansę by kolejną wyprawę na podchody opóźnić o dzień. Brawo Pani Kasiu! Super pomysł.

Kolejna duża rewolucja odbyła się w zaborkowej kuchni. Dziś już nie trzeba zamawiać nic w wyprzedzeniem. Dla gości pensjonatu są i śniadania i obiadokolacje, a dodatkowo od 12 do 17 działa restauracja. W weekendy jest specjalne menu z regionalnym hitami kulinarnymi. Babka ziemniaczana, parowańce, kluski czy pierogi. Dla głodomorów w zestawach – dworskim lub regionalnym.

Chcieliśmy spróbować jak najwięcej więc wybieraliśmy dania z karty. Dziewczyny skusiły się na domowy rosół i pierogi. Kasia wybrała schab, a ja pół porcji babki i pół porcji klusek z pokrzywą, twarogiem i skwarkami.

Kluski z pokrzywą – rewelacja tego wyjazdu. Jakkolwiek dziwnie nie brzmi ta kombinacja – uważam, że warto tego spróbować! Całość tworzy absolutnie unikalną i ciekawą kompozycje. Super!

W karcie oferowany jest zestaw pierogów o rozmaitych nadzieniach: z mięsem, zaborkowych (z serem i miętą) oraz z soczewicą. Udało się dla Poli i Neli zamówić tylko mięsne. Po prostu innych nie jedzą! Małą obawa była tylko oto, że te mięsne miały… zielone ciasto. A jak większość rodziców pewnie wie, zielone jest bleee… szczególnie dla 5 latków. Tu nie było absolutnie żadnych problemów. Pierogi znikały w tempie zastraszającym ☺.
Osławione parowańce to po wielkopolsku po prostu – pyzy! Podane w wersji deserowej z sosem z truskawek. Dobre… ale to szarlotka skradła nasze serce! W niedzielę nie było dyskusji i to właśnie trzy szarlotki zagościły na naszym stole.

Do tego w dobudowanej przeszkolonej sali restauracyjnej znalazło się miejsce na sali dla dzieci i malowanki, więc jest szansa by maluchy miały szansę się czymś zająć.

Śniadania również uległy też znaczącej poprawie. Dla mnie hitem okazały się domowej roboty wędliny. Jakie było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałem się że wcale nie są wędzone, a tylko dobrze zapeklowane i później pieczone. Z lokalnych ciekawostek domowe kiszonki i marynaty, chociaż dla mnie bardziej pasują do opcji kolacyjnej. Za to pyszne domowe dżemy i powidła idealnie pasują z domowym twarogiem. Oby więcej takich „smaczków” ! Pycha…

Czego nam kulinarnie zabrakło?
Szczerze powiem, że pewnie niewiele. Bardziej rozbija się już o drobiazgi.
1. Warto w weekendowej karcie uwzględnić potrzeby wegetarian, czy osób preferujących trochę lżejsze opcje. Zakładam, że sałata z zagrodowym serem i jakimiś sezonowymi grillowanymi warzywami mogła by być niezłą opcją dla jednych i drugich.
2. Może lekko rozbudować opcję dziecięcą, a w samej karcie zaznaczyć, że połówki porcji są też OK?
3. Może jednak zaproponować w karcie różne pierogi – tak by można było sobie wybierać, co chcę dostać? Nawet jeśli niektóre opcje mają być droższe.
4. Na pewno na śniadaniu warto zaznaczyć w jakiś sposób, które z wyrobów są domowymi. Może stworzyć jakiś podlaski / zaborkowy kącik? Na 100% będą smakowały jeszcze lepiej ;-). Dziś lokalność i autentyczność to główne motywatory do kulinarnych podróży. To coś co odróżna jeden region od drugiego i dobre śniadanie od hotelowego standardu.

Cieszę się, że wróciliśmy ponownie do Zaborka, który dziś naprawdę zasługuje go polecać rodzinne (i nie tylko) wyprawy na malownicze Podlasie. To jest naprawdę dobra zmiana!

W Zaborku gościliśmy na zaproszenie pani Katarzyny Okoń-Szczepaniak – właścicielki

Sprawdź również:

Pozostaw komentarz